Siedzę na krześle
przed lustrem. Sama siebie nie poznaję. Fryzura, makijaż, piękna sukienka. Nie,
to nie jest mój ślub. To ślub Bartka i Kariny. Tak, pogodziłam się z nim. Dogadujemy
się.
Dzwonek do drzwi
przerywa moje rozmyślania. Otwieram. TO Grzesiek przyszedł. Czas już jechać.
- Pięknie wyglądasz –
daje mi całusa w policzek na przywitanie.
Nie wiem, co
między nami jest. Z całą pewnością nie jest to już przyjaźń, chociaż oboje
próbujemy udawać, że nic się nie zmieniło. Schodzimy po schodach i wsiadamy do
auta Kosoka.
Kilka godzin
później siedzimy w restauracji. Państwo młodzi zabawiają gości, rozmawiają.
Muzyka gra, wszystko jest okej. No, może poza moim samopoczuciem. Wychodzę na
dwór. Noc jest chłodna, w końcu to wrzesień. Jednak nic sobie z tego nie robię.
Siadam na murku i patrzę w gwiazdy. Jedna z nich przelatuje przez mały kawałek
nieba, po czym gaśnie. Myślę życzenie.
Ktoś wychodzi z
lokalu. Odwracam głowę w tamtą stronę, by zauważyć idącego do mnie Grześka.
Zarzuca mi na ramiona swoją marynarkę, a moje nozdrza przepełnia zapach jego
perfum. Wdycham je głęboko. Siada obok mnie.
- Inga, myślisz, że możliwe jest zakochać się w
kimś, kogo zna się od dawna i bardzo dobrze? – pyta ni z gruchy, ni z
Pietruchy.
- Tak. Myślę, że tak
– odpowiadam szybko.
Patrzy na mnie.
Odwracam twarz w jego stronę, po czym każę mu spojrzeć na niebo. Robi to. W tym
samym momencie spada kolejna gwiazda.
- Pomyśl życzenie –
mówię cicho.
- Nie mam już życzeń.
Wszystkie się spełniły. A najważniejsze spełnia się teraz.
Nie rozumiem, o co
mu chodzi. Zaczynam kapować dopiero w momencie, gdy przytula mnie.
- Inga, kocham cię.
- Też cię kocham –
całuję go.
Siedzimy w
milczeniu, trzymając się za ręce. Opieram głowę na jego ramieniu, a on bawi się
moimi włosami. Fajnie jest tak siedzieć z ukochaną osobą obok. Dochodzę do
wniosków, że popełniłam parę błędów. Nic nie poradzę. Naprawić nie mogę, za
późno. Ale mogę śmiało powiedzieć, że to, co mnie spotkało tutaj, w Rzeszowie
było najlepszą rzeczą, jaka mi się zdarzyła. A to uczucie, które towarzyszy mi
już jakiś czas nazywa się miłością. Prawdziwą miłością. I tak, jak wszystkie
inne szczere uczucia, zostało nam tylko
raz dane.
Koniec historii o Indze i Kosie. Miało być zupełnie inaczej... Ale okoliczności zmusiły mnie do tego xD Cóż... Dziękuję wszystkim, którzy to czytali, którym się podobało, którzy komentowali.
Pozostaje mi dokończyć inne opowiadania. Mogę Wam zdradzić, że niedługo powinien się pojawić One Part inny niż dotychczasowe ;)
Dziękuję jeszcze raz. Pozdrawiam, Tyśś ;*